Imigranci zaatakowali jego dom i rodzinę. Wiec solidarności z burmistrzem
Jak informował portal lefigaro.fr, w nocy z soboty na niedzielę, z 1 na 2 lipca został podpalony dom burmistrza podparyskiego L'Haÿ-les-Roses Vincenta Jeanbruna. Wandale staranowali samochodem bramę posesji, podpalili pojazd i dom, po czym ostrzelali fajerwerkami uciekającą z domu żonę polityka oraz dwoje jego dzieci, którzy trafili do szpitala z lekkimi obrażeniami.
Jeanbruna nie było w domu, z powodu trwających rozruchów cały czas przebywał w ratuszu. Budynek także został zaatakowany przez uczestników zamieszek.
Jeanbrun: Republika jest zagrożona
W poniedziałek setki ludzi wzięły udział w marszu mającym na celu m.in. okazanie solidarności dla francuskiego burmistrza i jego rodziny.
– Zobaczyliśmy prawdziwe oblicze uczestników zamieszek. Nie mogąc spalić ratusza – symbolu Republiki, przekierowali swoją nienawiść, uciekając się do nikczemnego czynu. Chcieli zamordować moją żonę i dwójkę naszych małych dzieci we śnie i spalić ich żywcem, próbując spalić nasz dom – powiedział Jeanbrun.
– Bardziej niż kiedykolwiek nasza republika jest zagrożona, zastraszana i atakowana. Filary, którymi są szkoły, policja i wymiar sprawiedliwości. Nasze wspólne życie to sekularyzm, równość kobiet i mężczyzn, które są atakowane każdego dnia. Prawdę mówiąc, atakowana jest sama demokracja – mówił dalej.
– Bez barier zabezpieczających nie mielibyśmy już ratusza – dodał, chwaląc pracę strażników miejskich. Dzień wcześniej imigranci atakowali siedzibę miejskich władz. – Tego wieczoru przeżyliśmy noc skrajnej przemocy. Dziękuję straży miejskiej – powiedział mer, informując, że było ich tylko siedmiu przeciwko chmarze napastników.
Policjant: Zamieszki? Oni chcą nas zabić
Do wywołanych przez imigrantów rozruchów odniósł się w wypowiedzi dla mediów szef policji w L'Hay-les-Roses.
– Ludzie mówią o zamieszkach, a dla tych z nas, którzy mają z nimi do czynienia, to wojna. Ci ludzie, którzy stoją przed nami, chcą nas zabić. Mają koktajle Mołotowa, mają kostkę brukową, zbliżają się do nas na trzy metry i rzucają w nas ogromnymi płytami chodnikowymi. Próbują nas zabić, a nie bawić się z nami – powiedział Eric Vergne.
Sytuacja we Francji
Od kilku dni chuligani demolują francuskie ulice, podpalają samochody i plądrują m.in. sklepy, szkoły, restauracje, banki i inne obiekty. Noc z poniedziałku na wtorek była zdecydowanie spokojniejsza od poprzednich. Do ochrony miast zmobilizowano kilkadziesiąt tysięcy policjantów. Na ulicach pojawili się także francuscy kibice sportowi.
W nocy z niedzieli na poniedziałek zatrzymano we Francji 157 osób. Na drogach publicznych doszło do 352 pożarów, spalonych zostało 297 pojazdów i uszkodzono 34 budynki. Zginął strażak, a trzech policjantów zostało rannych; uszkodzono posterunek policji i koszary żandarmerii.
Przypomnijmy, że rozruchy zostały wywołane przez ludzi z krajów Maghrebu po śmierci młodego Francuza arabskiego pochodzenia, zastrzelonego 26 czerwca w Nanterre pod Paryżem. Notowany 15-krotnie, w tym za narkotyki, 17-letni chłopak zginął podczas interwencji policyjnej.
Zaatakowali szefa pro-imigranckiej organizacji
Mimo częściowej cenzury, w mediach społecznościowych opublikowano mnóstwo zdjęć i nagrań dokumentujących skalę zniszczeń oraz agresję Arabów i Afrykanów.
We wtorek media społecznościowe obiegło nagranie pokazujące mężczyznę zaatakowanego przez Afrykanów i Arabów. Napastnicy kilkukrotnie uderzyli napotkanego mężczyznę.
Okazało się, że zaatakowany to prezes stowarzyszenia o nazwie „Anioły Pokoju”, które działa we Francji na rzecz migrantów, m.in. usiłując nie dopuszczać do ich deportacji.